Recenzja „The Gateway” mało prawdopodobna, ale zabawna neo-noir

Recenzja „The Gateway” mało prawdopodobna, ale zabawna neo-noir

„The Gateway” jest osadzony w St. Louis, ale zastrzelony na wybrzeżu Wirginii, próbuje zmagać się ze złożonymi problemami społecznymi, jednocześnie nosząc żywe odcienie stylizowanego neo-noira. Mimo to pozwala się szarpać się w zbyt wielu kierunkach, aby każdy z nich mógł być dobrze zrealizowany. Niemniej jednak reklamy i reżyser teledysku Michele Civetta poprawia swój debiutancki film „Agony”, z większą kontrolą nad aktorami i tempo. Nieprawidłowy, ale zabawny film Lionsgate będzie dostępny w wybranych kinach, na żądanie i cyfrowo 3 września, z formatami płyt po tydzień później.

Parker Jode (Shea Whigham) wychował się w rodzinie zastępczej po przedawkowaniu śmierci matki i dezercji ojca. Jest wciąż pociągającym byłym zawodnikiem, który teraz próbuje odbudować rodziny innych ludzi jako państwowy pracownik socjalny. W takim charakterze zainteresował się Ashley (Taegen Burns), nawet transportując ją do szkoły, gdy przybywa jej matka, Dahlia (Olivia Munn).

Ale kiedy Mike (Zach Avery) zostaje zwolniony z więzienia, natychmiast wraca z żoną i dzieckiem - niezależnie od tego, czy im się to podoba, czy nie. Podczas pracy z lokalnym Lordem Duke (Frank Grillo), jego poprzednie przestępstwa prawie straciły opiekę nad Ashley Dahlii. Niemniej jednak szybko wraca do tego życia, jednocześnie wzmacniając swoją reputację kłamcy, żony i patologicznie zazdrosnego męża.

Uzbrojony napad w imieniu księcia zamienia się w rzeź, odsyłając władze z powrotem na szlak pozornego podejrzanego Franka. Jednak użycie jego dziecka jako niczego nie podejrzewającego przewoźnika do skradzionych cegieł heroinowych w końcu prowadzi do naszych bohaterów uciekających przed brutalnymi bandytami. Jest to niefortunne, ponieważ ochronny Parker nie ma już władzy rządowej po zwolnieniu za uderzenie irytującego pracownika. Sytuacja zmusza Marcusa do pogodzenia się ze swoim ojcem Ne'er-Do-Well, oczyszczonym artystą jazzowym Marcusa (Bruce Dern).

„The Gateway” porusza się wystarczająco szybko, aby utrzymać uwagę publiczności, jeśli nie ukryć jej wielu elementów, nie mówiąc już o wtopieniu ich w zunifikowany obraz. Wygląda na to, że postacie zostały wyrwane z jednego gatunku lub drugiego, ale czasami otwierają usta na pontyfikat na temat amerykańskiego imperializmu lub korupcji systemowej. Szczere, często traktowanie nadużycia filmu dotyczy konfliktów z jego wybredną estetyką, Rockabilly Boufant Parkera, manewrów flankujących w kolorze cukierków lub strzelaniny w Bordello, która wydaje się być serią wystaw sztuki, które to odzwierciedlają.

Civetta to były mąż Argento Azji, którego obciążał nadmiar Histrionics w gotyckim thrillerze Włoch.„Częste niedopasowanie między stylem a substancją w tym filmie przypomina jej debiut reżyserski:„ Serce jest podstępne przede wszystkim ”, w którym przerażające wydarzenia były prezentowane w sposób dotkliwie upiększony. Gdy spędzają czas w jaskrawo ozdobionych barach nurkowych i genialnie kolorowych zaułków, „brama” często wydaje się być bardziej zaniepokojona masowymi postaciami hipsterami w stylu Tarantino niż poważnie zwracając się do nieszczęść przestępczości, ubóstwa i uzależnienia od substancji oni żyją.

Jeśli „agonia” wydawała się zarówno martwa, jak i absurdalna, ten drugi film miał większy ogólny pęd narracyjny, ale bez większego talentu do budowania napięcia. Korzystanie z retro-brzmiących Funk, R&B i Soul Modle odpowiednie dla dobrego czasu na Caper, zmniejsza nieprecyzyjnie wykonaną akcję brutalną. Te wybory wzmacniają wygląd filmu w sztucznie egzotycznym południu, bardziej memphis-of-the-mind noir niż „Gateway to the West” ST. Louis, z tragicznie wysokim wskaźnikiem morderstwa.

Istnieje również blachy blaknięcia, gdy film o ograniczonej okazji dla postaci z Afroamerykanów (oprócz jednej sceny dla Keitha Davida) uwalnia niezgodną entuzjazm chóru kościelnego i chóru ewangelii, jakby zawsze priorytetowo traktował priorytet „Czarne życie Matter " temat. Nie możesz twierdzić, że Civetta i jego dwaj współautorzy nie mają silnych uczuć dotyczących statusu Stanów Zjednoczonych. Jednak w tym, co ostatecznie gra jako wyprodukowany potboiler, koncepcje te są zatłoczone i na wpół upieczone. Z powodu poprawek dokonanych od czasu oryginalnego scenariusza Alexa Felixa Bendany (zatytułowanego „Where Angels Die”) pojawił się na czarnej liście wysoko ocenionych nieprodukowanych skryptów ponad dekadę temu.

Pomimo tak wielu indywidualnych błędów, które składają się na przybliżoną sumę, „The Gateway” udaje się zejść dość szybko, w dużej mierze z obsady tak kolorowej, jak nieco efektowny pakiet wizualny. W tej części nikt nie otrzymuje więcej niż kilka elementów zewnętrznych (a panie jeszcze mniej), ale wykonawcy starają się jak najlepiej nadać, aby dać ciężko żyjące uczucia. Wydajność Avery jest prawdopodobnie najlepsza, mimo że ona, jak wszyscy tutaj, musi poradzić sobie z niezgrabnym, nosowym językiem. Niemniej jednak przekształca Mike'a, potencjalnego kartonowego złoczyńcę, w przerażająco wiarygodnego psychopaty, który jest ciągle szerokością włosów od wybuchu w przemoc.