„Transformers Rise of the Beasts” sprawdź typową, popcornową zabawę z przebojowej kontynuacji

„Transformers Rise of the Beasts” sprawdź typową, popcornową zabawę z przebojowej kontynuacji

Czy to ja, czy kampania marketingowa dla „Transformers: Rise of the Beasts” wydaje się dziwnie rozczarowujące, odkąd Paramount wydał swój pierwszy zwiastun w grudniu ubiegłego roku? Podczas gdy były kolejne przyczepy, klipy i inne materiały promocyjne do budowy szumu, czynnik WOW nieco zmniejszył.

Don't Bement Me źle - prequel „Bumblebee” 2018 był zabawnym i emocjonalnie rezonansowym doświadczeniem filmowym.

Być może był to mniejszy film „Transformers” w porównaniu do gigantycznej epoki Bayverse. Ale jego XX wieku w stylu Amblin, Spielbergian Touch widziany między wiązaniem tytułowego żółtego autobota a Charliem Watsona Hailee Steinfelda, w połączeniu z ekscytującą klimatą akcji science fiction prequel i płynnym CGI, dał ówczesną flagging „franczyzę” „Transformers”. dzierżawa życia. Jest to szczególnie prawdziwe po tym, jak Michael Bay pomieszał „Transformers: The Last Knight” w 2017 roku.

Być może ma to związek z reżyserem „Bumblebee” Travis Knight, który nie powraca dla „Transformers: Rise of the Beasts.- I posiadanie Stevena Caple Jr. Zamiast tego, aby zarządzać kontynuacją, która jak na ironię nie jest obca przejęciem pierwszego filmu oryginalnego reżysera, jak wyraźnie widziany w „Creed II”, sprawia, że ​​czuję się, jakby studio poszło na mniejszego twórcę filmowego. Lub bardziej jak zaciągnięcie pracy na zatrudnienie niż wizjonerskiego reżysera (pomyśl od uzyskania solidnego dramatu bokserskiego Ryana Cooglera „Creed” do Caple JR.„Wysiłki„ Creed II ”, które mogły sprawdzić wszystkie prawe pudełka, ale nie mogło uciec przed ogólną strukturą formalną zespołu zapalenia sequeli).

Z pewnością tak się czuje, że w końcu ogląda „Transformers: Rise of the Beasts.„Ta sama klątwa zapalenia sequelizacji, to znaczy.

POWIĄZANY:

Avengers vs. Transformers: Kto wygrałby w walce i dlaczego?

Tym razem „Transformers: Rise of the Beasts” nie ma (w przeciwieństwie do „Christina Hodson z Bumblebee), ale pięciu scenarzystów odpowiedzialnych za opracowanie historii. Kontynuacja przeskakuje siedem lat przed prequelem z 1987 roku do ERA z 1994 roku na Brooklynie. Podobnie jak w przypadku zwykłej tradycji filmu „Transformers”, jesteśmy przedstawiani dwóm nowym ludzkim bohaterom.

Obejmuje to Noah Diaz (Anthony Ramos), były ekspert wojskowy elektroniki, który walczy o spotkanie. Ciężko pracował, aby zdobyć drogi rachunek za szpital dla swojego 11-letniego brata (Dean Scott Vazquez). Wkrótce wymuszona okoliczność uciekła Noego do kradzieży samochodu sportowego. Dokładnie srebrny Porsche 911, i nie zdaje sobie sprawy, że był to autobot w przebraniu o imieniu Mirage (głos Pete Davidson).

Noah następnie uczy się istnienia innych autobotów, w tym lidera Optimus Prime (Peter Cullen), który jest sceptycznie nastawiony do zaangażowania człowieka.

Najwyraźniej Prime i reszta jego ocalałych autobotów (wśród nich to Bumblebee) są w trakcie wojny z terrorrconami pod przewodnictwem złośliwego scrouge (Peter Dinklage). Unicron, polegający na planecie (Colman Domingo) wysyła to ostatnie w celu uzyskania starożytnego artefaktu. Artefakt w postaci klucza zdolnego do otwarcia portalu pozwoliłby Unicronowi spożywać więcej planet, aby pozostać przy życiu. Ten sam artefakt to brama dla Prime i jego koledzy, aby wrócić na rodzinną planetę Cybertron po zbyt długim utknięciu na Ziemi.

Potem jest drugi ludzki bohater, grany przez Dominique Fishback jako Elena Wallace, genialny badacz artefaktów w muzeum archeologicznym. Artefakt, którego szukają autobotów i terrorystycznych, jest przypadkowo przechowywany w muzeum. Cóż, nie wymaga geniuszu, aby zgadnąć, dokąd zmierzy się historia.

Film integruje także postacie „Bestii Wojny” i jego fabule zainspirowane przez fanów ulubione serial z 1996 roku do serii „Transformers” na żywo, która powinna być przyczyną świętowania. Podczas gdy historia jest pobłogosławiona występami Rona Perlmana i Michelle Yeoh, jako Gorilla Optimus Primal i Falcon Ailazor, film prawie spadł z tych transformatorów w kształcie zwierząt, A.k.A. Maximals do obowiązkowego wprowadzenia w stylu usług fanów.

POWIĄZANY:

Unicron vs. Galactus: Kto wygrałby w walce i dlaczego?

Historia jest w zasadzie niczym więcej niż formuła standardowego wydania. Ciało może być czasami nieobliczalne, szczególnie w powolnej środkowej części filmu. Ale cieszę się, że trwa tylko nieco ponad 2 godziny, nie przekraczając jej powitania. Co zaskakujące, opowiadanie historii w „Transformers: Rise of the Beasts” działa najlepiej, gdy koncentruje się na wątku, a mianowicie trudnej sytuacji, by znaleźć pracę i dbać o potrzeby medyczne jego młodszego brata.

Nowe ludzkie postacie grane przez Anthony'ego Ramosa i Dominique Fishback z pewnością czują się jak oddzwonienie dla Shia LaBeouf i Megan Fox, ale tylko do pewnego stopnia w pierwszym filmie „Transformers” szesnaście lat temu. Z wyjątkiem tych dwóch jest różnorodną parą: jedna jest latynoską, a druga to czarna kobieta. Ich występy są odpowiednie, ale przyjaźń Ramosa Noego z Mirage Pete'a Davidsona z łatwością wyróżnia się.

Mówiąc o Mirage Davidsona, zaskakująco kradnie program tutaj w „Transformers: Rise of the Beasts.„Jego protekcjonalny ton i dowcipne uwagi przynoszą godną komiczną ulgę, która na szczęście nie kończy się tak okropnie nieletni jak„ Transformers z czasów Bayverse ”.„Jeśli chodzi o resztę występów głosowych, Peter Cullen narzuca jak zawsze jako Optimus Prime, podczas gdy Peter Dinklage i Colman Domingo odpowiednio złowieszcze dostawy linii są idealne jako plaga i jednorożca.

W międzyczasie akcja jest mieszaną torbą. Niektóre sceny wyglądają na rozmyte z całym szybko poruszającym się pikselowanym bałaganem, a tym bardziej podczas jednego z nocnych napadów między autobotami a terroryzatorami. Ale ostatni trzeci akt jest jak spełnienie marzeń dla fanów „Transformers” - w ruinach Machu Picchu obracają się wokół Autobotów, Maximals i Terrorcons. Caple Jr. Czy przyzwoita praca wystawiająca skomplikowaną sekwencję akcji, wraz z krótką, ale ekscytującą momentem.

„Transformers: Rise of the Beasts” to prawie farba po hicie letnich filmów o wielkim filmie. Czysta, choć zapomniana zabawa popcornu zaprojektowana dla mas, aby po prostu usiąść i cieszyć się programem. W międzyczasie fani czekają na ucztę pod koniec filmu i trzymają się sceny średniej klasy.

Wynik: 6/10